Właśnie mija rok od mojej, wróć… naszej podróży przedślubnej. Podróży, trwającej bite dwa tygodnie, w trakcie których doświadczyłam zarówno cudownych chwil jak i momentów grozy. Dlaczego? Umówmy się, Chiny to egzotyczny kraj dla większości Europejczyków, dlatego trudno się tam odnaleźć. Zwłaszcza na początku. Nie przeszkadza to jednak, by się w tym państwie, kulturze i kuchni zakochać. I to do szaleństwa. Dlatego dzisiaj trochę o tych naszych małych szaleństwach. Właściwie to wymienię problemy, na które można się natknąć. Sytuacje, które doprowadzają do ślepego zaułku, a czasem nawet wyciskają łzy. Tak jak w tytule: Chiny – pułapki, które czyhają na turystów. Zapraszam do lektury. 🙂

Chiny – pułapki: Brak zrozumienia

Dla pewności: nie chodzi mi tutaj o problemy z prowadzeniem konwersacji. Na to i tak nie macie szans. Przynajmniej w Pekinie, Xian czy Quingdao, które odwiedziłam. Nieważne czy będziecie mówić do Chińczyków po polsku czy po angielsku. Oni i tak Was nie zrozumieją. Nie dogadacie się ani sklepie, ani na dworcu, ani nawet na lotnisku.
Jedynym wyjściem jest solidnie przygotowanie planu wycieczki, zabranie rozmówek i zainstalowanie w telefonie aplikacji do tłumaczenia. A i to może okazać się zbyt małym wysiłkiem.
Na pierwszą barierę kulturową natknęłam się już pierwszego dnia. Byliśmy głodni i zmęczeni po 8-godzinnym locie. Szukaliśmy w pobliżu naszego noclegu jakiejś knajpy. Niestety nie zabraliśmy ze sobą nic, oprócz pieniędzy.
Wtedy przed nami pojawił się bar z namalowanymi na ścianie kuflami, podpisanymi jasno i wyraźnie Beer. Zdecydowaliśmy zajrzeć. Kiedy podszedł do nas kelner (wyraźnie przestraszony widokiem bladych twarzy), najpierw pokazaliśmy na ścianę z malunkiem, próbując wytłumaczyć, co chcemy zamówić. Nie wiedział, czego od niego chcemy. Naprawdę! Nie obyło się bez rysowania na kartce, wymachiwania rękami… W końcu podeszłam do stolika, gdzie ktoś pił piwo i pokazałam na butelkę. Dopiero wtedy przyjął z aprobatą nasze zamówienie.

chiny - pułapkiDruga sytuacja, które bardzo wyprowadziła mnie z równowagi, miała miejsce w Xian. Znowu źle dogadaliśmy się z naszym hostem i wylądowaliśmy przed blokiem, z całym bagażem na plecach, czekając na transport na lotnisko. Była 6 rano, jeszcze ciemno, a nasz transport się nie pojawił. Zrezygnowani udaliśmy się do pobliskiego hotelu z zamiarem namówienia recepcjonisty na zamówienie dla nas taksówki. I znowu, nie pomogła aplikacja w telefonie, słownik, udawanie startującego samolotu… Recepcjonista w ogóle nie chciał współpracować. Tłumaczył coś po chińsku, machając przecząco głową. W efekcie, po kilku bezowocnych prośbach, musieliśmy łapać taksówkę na środku kilku pasmowej jezdni, żeby dotrzeć na czas.

 

Chiny – pułapki: Naciągacze

Poniżej zdjęcie z Wielkiego Muru Chińskiego. Zapiera dech w piersiach. Ale dotarcie tam było prawdziwą przygodą i niestety nie obyło się bez udziału naciągaczy. To po kolei.
Wycieczka  była zaplanowana od początku do końca. Mieliśmy opracowane kilka wariantów, na wypadek gdyby któryś nie wypalił. Wskazówki zaczerpnęliśmy też z książki Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin która bardzo pomogła nam w planowaniu całych wakacji. Niestety, na miejscu okazało się, że żaden z autobusów, którymi chcieliśmy jechać, nie kursuje. Dlatego skontaktowaliśmy się z naszym hostem. W odpowiedzi dostaliśmy screenshoot’a, pewnie miejscowe Jak dojadę… 😀

chiny - pułapki

Wszystko jasne prawda? O dziwo, wiedzieliśmy, do którego autobusu wsiąść na początku. Dlatego zaryzykowaliśmy. Zaś tuż przed drzwiami spotkaliśmy jeszcze kasjerkę, która łamanym angielskim! doradziła nam, by wsiąść do innego autobusu, bo dowiezie nas na miejsce znacznie szybciej. Niestety posłuchaliśmy. Autobus ten kończył trasę, gdzieś w połowie drogi, pośrodku szczerego pola, w miejscu gdzie stali już prywatni taksówkarze, oferujący podwózkę pod Wielki Mur Chiński. Cena, którą podali była kilkukrotnie wyższa od publicznego transportu, ale nie mieliśmy innego wyjścia, bo sami nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy (Google Maps w Chinach nie działają). Dlatego skorzystaliśmy z usług jednego randomowego pana, wsiadając do jego nieoznakowanej taksówki, modląc się, żeby rzeczywiście zawiózł nas we wspomniane miejsce. Domyślam się, że taki był właśnie cel przemiłej kasjerki, która wspaniale nam doradziła…

chiny - pułapki
Chiny – pułapki: Publiczne toalety

To już bardziej przyziemne sprawy. Wiecie, że w przeważającej większości, rolę toalety w Chinach pełni dziura w podłodze. Co więcej, dziura ta znajduje się w towarzystwie dwóch podnóżków na nogi, które mają na celu, zapewnienie bezpieczeństwa w trakcie korzystania. Do tego jeszcze uchwyt na bocznej ściance, żeby czasem nie stracić równowagi. Poniżej moja reakcja z drugiego dnia pobytu, kiedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że to takie toalety są najbardziej popularne. Po czasie, przywykłam. 😉

 

To chyba tyle. Przynajmniej tego, co zapamiętałam. Innym, zabawnych sytuacji było niemal tysiące. Każdego wieczoru wracaliśmy przepełnieni dumą, kiedy udało nam się dotrzeć do planowanego celu podróży. A jeżeli jeszcze do tego, uniknęliśmy zbędnego wydawania pieniędzy – pełen sukces. 🙂

Poniżej wrzucam linki do zeszłorocznych wpisów z podróży po Chinach. To, gdyście byli ciekawi. 😉

Chiny – uliczne jedzenie

Kaczka po pekińsku