Tydzień temu wróciliśmy z przedłużonego weekendu we Lwowie. Ten termin wybraliśmy celowo, żeby uniknąć tłumu turystów w trakcie majowego święta. I to była dobra decyzja, bo nie mieliśmy problemu ani z zarezerwowaniem apartamentu, ani ze zwiedzaniem najważniejszych punktów miasta. Problem pojawił się dopiero przy wyborze tego, co zjeść we Lwowie. Ale tutaj pomógł dobry plan i research, zrobiony jeszcze przed wyjazdem.

Chcieliśmy jeść lokalnie i spróbować tradycyjnych ukraińskich potraw, które nie różnią się diametralnie od tych, serwowanych w polskiej kuchni. Na stole pojawiła się kaszanka, barszcz, pierogi, czyli wszystko to, co znamy.

Co zjeść we Lwowie? Ukraińskie śniadanie.

Na pierwszy rzut, wybraliśmy się do starej części miasta, na rynek, gdzie w kawiarni Centaur, serwuje się ukraińskie śniadanie. Na talerzu pojawiła się wędzona kaszanka (w mojej ulubionej wersji – z kaszy gryczanej), placek ziemniaczany, dwa jajka sadzone, bekon, pierogi z kapustą, zielona sałata, smażone buraczki i pieczywo.
Dla mnie śniadanie było bardzo syte, ale męska część wycieczki była niepocieszona z powodu małych porcji, albo raczej niewielkiej ilości chleba.
Natomiast wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że jajka było wyjątkowo smaczne. Oby pochodziły od szczęśliwych kur!

Kawiarnia Centaur ma bardzo bogatą ofertę śniadaniową. W menu znajdziemy nie tylko wytrawne opcje, ale mnóstwo słodkich pozycji, zaczynając od owsianki, przez naleśniki, placuszki, a kończąc na puddingu chia.
Warto się wybrać, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie!

Co zjeść we Lwowie? Na obiad: barszcz ukraiński, pielmieni, placki ziemniaczane lub banosz.

Premiera Lwowska ma skrajne opinie. Jedni chwalą ją za lokalne dania w niskiej cenie, inni twierdzą, że za niską ceną idzie niska jakość. Ja miałam pozytywne odczucia.
Lokal ma staroświeckie wnętrze, przydałoby się w nim wymienić stoły, krzesła i odmalować ściany, ale z drugiej strony zachwyca wbudowanym w ścianę otwartym zbiornikiem wodnym, w którym pływają kolorowe rybki.
Obsługa jest miła i uprzejma, serwis przebiega dosyć sprawnie, a jedzenie jest po prostu smaczne.

My postawiliśmy na klasyki. Na pierwszy rzut poszedł barszcz ukraiński, czyli tradycyjna zupa z buraków, kapusty i ziemniaków. Smakował inaczej niż w domu, ale u mnie w domu, barszcz serwuje się najczęściej z uszkami w porze kolacji wigilijnej.

barszcz ukrainski

Kolejną potrawą były pierogi z mięsem, albo jak kto woli, pielmieni. Jedyna różnica polega na tym, że farsz w tutejszych pierożkach jest dosyć luźny i są one gotowane w bulionie, a nie w wodzie, dzięki czemu, część wywaru pozostaje w środku ciasta. Podobno najlepiej, zjeść całego pieroga na raz, żeby środek z niego nie wypłynął.

pielmieni

Alternatywą dla pierogów były deruni – placki ziemniaczane. Serwowane z kwaśną śmietaną, grzybami albo, tradycyjnie, z gulaszem.
Ziemniaki, użyte do przygotowania farszu były bardzo drobno starte. Miałam wrażenie, że wręcz, przeciśnięte przez praskę, ale nie miało to większego znaczenia. Chociaż bardziej lubię, kiedy są starte na grubych oczkach.
Same placki, pozostały chrupiące na zewnątrz, a to chyba najważniejsze.

Ciekawym daniem albo dodatkiem obiadowym był banosz – danie kuchnia Zakarpacia. Smakiem zbliżony do polenty, chociaż tutaj przygotowywany raczej z mąki kukurydzianej i śmietany, a nie z samej kaszy. Na wierzchu tarta bryndza, która dba o wytrawny charakter dania.

 

Co zjeść we Lwowie? Na obiad: mięso.

Kolejnego dnia, zupełnie przypadkiem trafiliśmy do ukraińskiej restauracji Vulyk Honey, w której niestety nie było menu ani w języku polskim, ani w języku angielskim. Był za to przemiły kelner, który polecił nam lokalne dania, a po obiedzie zaserwował nalewkę, podobno słabą jak kompot.
Restauracja serwuje dania grillowane oraz zapiekane w żeliwnych naczyniach, które nadają im oryginalnego charakteru i smaku.
Specjalnością lokalu jest też ciemne, miodowe piwo, którego warto spróbować.
Ceny mają baaardzo przystępne, a co najważniejsze, obiad można zjeść na tarasie, bardzo klimatycznym, prawie w całości oplecionym bluszczem.

My wybraliśmy ozory w śmietanie, z dodatkiem orzechów włoskich, które były wyjątkowo miękkie i delikatne w smaku oraz wieprzowinę zapiekaną z ziemniakami, pieczarkami i serem, z dodatkiem kapusty.

Co zjeść we Lwowie? Do picia: wiśniówka

Pijana Wiśnia cieszy się niezwykłą popularnością wśród turystów przyjeżdżających do Lwowa. Nalewka ma 17,5% alkoholu, ciemnobordowy kolor i, o dziwo, nie zabija swoją słodkością. Pewnie dlatego, że jest produkowana na bazie sfermentowanego naparu z wiśni z niewielkim dodatkiem cukru.
Wiśniówka jest serwowana na środku ulicy, ale z kryształowych kieliszków, a nie plastikowych kubków!

Co zjeść we Lwowie? Na deser: kawa i ciastko

Obowiązkowym punktem na mapie Lwowa jest Kopalnia kawy, którą najpierw można zwiedzić od podziemi po letni ogródek, gdzie serwują kawę na kilka sposobów. Do tego albo tradycyjny jabłkowy strudel, albo sernik (dwa najpopularniejsze ciasta). A na końcu warto zaopatrzyć się w Kawę lwowską, którą odważą nam, w formie ziaren, do papierowej torebki, albo zmielą na życzenie. Każdą torebkę dodatkowo przyozdabiają w etykietę i przeszywają na maszynie.

To chyba tyle tego dobrego. Wiadomo, że kwestie kulinarne to sprawa gustu. Ja podzieliłam się z Wami tym, czego sama spróbowałam i co mi się podobało. Teraz Wasza kolei, jedźcie do Lwowa i sami się przekonajcie! 🙂